Żyla, żyletka, śmierć.Aniele usłysz moje myśli,które uciszyleś ...

Pierwszą noc na kempingu w Marbelli spędziliśmy w bungalowie. Było za późno na rozbicie namiotu. Za 4 osobowy pokoik płaciliśmy wtedy 9.000 peset.
Rankiem po śniadaniu przenieślismy się do wtedy po raz pierwszy i ostatni rozbitego namiotu. Druga noc pod brezentem kosztowała nas 2.800 peset.
Zabezpieczyliśmy bardziej wartościowe rzeczy i poszliśmy na plażę.
Ani ładna ani brzydka, spacerując dalej doszliśmy do ciągu hoteli i pubów dla wyspiarzy, teraz już pustawych.
Wieczorem poszliśmy na zakupu do marketu odległego ca kilometr, potem pozwoliliśmy sobie na luksus kolacji zjedzonej w pobliskiej restauracji. Nie pamiętamy już co jedliśmy, ale przed oczami mamy rosnące obok krzewy (drzewa) cytrynowe.
Rankiem jednak budzą nas odgłosy z pobliskiej autostrady, cóż lokalizacja nie najlepsza, zaczynamy się pakować. Nawet przejeżdżający obok na rowerze pracownik obsługi kempingu (po prostu sprzątacz) zagadujący do nas przepiękną polszczyzną, ale nie mający jakoś ochoty na dłuższą pogaduchę - nie wywołał u nas odruchu chęci pozostania tamże.
Jeszcze rzut okiem na emerytów z wysp (pewnikiem londyńczyków) siedzących przed swoimi zakotwiczonymi już od co najmniej kilku lat przyczepami kempingowmi. Fajnie mają, raz przyciągli te swoje przyczepki, zostawili płacąc roczny abonament, wrócili do domku na zimę a potem co wiosna, czyli od marca - kwietnia przylatują na pół roku dla wygrzania swoich starych kości.
Pora na nas, wrzutka reszty bagażu, posprzątane i kasa zapłacona, jedziemy.
La Herradura - karmię smoki na stacji benzynowej.
14:35 Salobrena
15:30 Adra
Mijamy krajobrazy kilometrów tamtejszych upraw pod folio-brezentami, pewnikiem stamtąd jadamy wychodowane pomidowy. Ale to są setki kilometrów...
jest 13 września, godz. 17:00 - docieramy do Cabo El Gata.
parkuję na obrzeżu miasteczka, ale też obok plaży - TO JEST TO !!
zostajemy, decyzja słuszna i zbawienna, ruszamy szukać kwatery, z pobliskiego domku jakieś młodsze małżeńswto radzi nam pytać się w ryneczku, znajdujemy tam siedzącą starszą panią przed swoim domkiem, wynajmuje nam mały domek w odległości ca 100 metrów, w połowie drogi do plaży i ryneczku, mówi i pokazując fotografie, tłumaczy, że to domek letni jej syna... w domku jest fajnie, są dwie sypialne, wkrótce zmienimy sobie to miejsce nocnego spoczynku na drugie, bo łóżko wygodniejsze, jest jadalnia, przedpokój i dwie łazienki, to znaczy jedna z nich jakby w wewnętrznym podwórku o wymiarze 1,2 na 1,5 metra, druga pod daszkiem, ale bez ścianek kabiny, więc woda rozlewa się na podłodze, wolę zatem podwórkową, mogę chlapać się bez obaw...
lokujemy się tam na cały tydzień, ale opis pobytu wart jest opisu odrębnego... c.d.n. - bez obaw, jeno muszę pilnować potrzebnego czasu...

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • qup.pev.pl