Żyla, żyletka, śmierć.Aniele usłysz moje myśli,które uciszyleś ...


Nie czepiam się, tylko jakoś tak jestem trochę uprzedzony. Nie za bardzo wierż w dobrą wolę urzędników. Ogólnie, bo na pewno się znajdą jakieś wyjątki
No i zła wola urzędników ujawniła się w Zabrzu - wklejam ku przestrodze:

W Zabrzu chcieli wyłudzić nowe mieszkania
Tomasz Głogowski 07-10-2004 , ostatnia aktualizacja 07-10-2004 23:58

Prawdopodobnie już za kilka dni zabrzańscy radni zablokują możliwość sprzedawania nowych mieszkań przy ul. Jodłowej za 10 proc. ich wartości. A wszystko przez to, że na osiedlu wybudowanym dla "ofiar" DTŚ-ki w nieuczciwy sposób chcieli zamieszkać lokalni prominenci.

Osiedle przy ul. Jodłowej kosztowało ponad 50 mln zł. Mają zamieszkać tu ludzie wysiedleni z powodu budowy zabrzańskiego odcinka Drogowej Trasy Średnicowej. Mieszkania są ładne, nowoczesne i położone w spokojnym zakątku miasta. Bomba wybuchła, gdy okazało się, że jest ich za mało! Nie dla wszystkich starczy nowych mieszkań, bo w starych ruderach przeznaczonych do rozbiórki, przy ul. Wolności, Piekarskiej i Węgielnej zameldowali się ludzie, którzy nie mieli do tego prawa. Najczęściej do "starych" lokatorów domeldowywano po kilku "nowych". Umożliwiła to Górnicza Spółdzielnia Mieszkaniowa "Luiza". Władze spółdzielni tłumaczą, że nie złamały prawa, bo na zameldowanie nowych lokatorów - mimo że istniał zakaz - zgodziła się w 2001 roku ówczesna naczelnik wydziału nieruchomości UM. Kobieta została zwolniona z pracy. Jest na emeryturze.

Teraz prawnicy działający na zlecenie gminy zażądali od spółdzielni udostępnienia całej dokumentacji. Chcą przejrzeć papiery i policzyć lewe meldunki. - Zamierzamy zawiadomić prokuraturę o poczynaniach spółdzielni - mówi Katarzyna Kuczyńska, rzeczniczka prasowa magistratu.

Nie chodzi tylko o meldunki, ale o tytuły prawne do lokali, które, łamiąc prawo, przyznała spółdzielnia.

Wśród osób, które chciały zamieszkać na nowym osiedlu przy ul. Jodłowej, są m.in. główna księgowa z Zabrzańskiego Przedsiębiorstwa Energetyki Cieplnej oraz główna inżynier z tej samej firmy. Prezydent Jerzy Gołubowicz zapowiada, że będzie wnosił do szefów firmy o ukaranie obu kobiet za nieetyczne zachowanie.

Wczoraj chcieliśmy porozmawiać z prezesem Luizy. - Jest na urlopie i długo go nie będzie - stwierdziła sekretarka.

11 października na najbliższej sesji radni będą starali się rozwiązać problem osiedla. Jest już gotowy projekt uchwały, która blokuje możliwość wykupienia mieszkań. Prawdopodobnie większość radnych go poprze.
http://miasta.gazeta.pl/katowice/1,35019,2328934.html



Zabrze odkupuje mieszkania z lokatorami
Przemysław Jedlecki2008-05-20, ostatnia aktualizacja 2008-05-20 21:39



Zabrze odkupi od prywatnego właściciela prawie 1000 mieszkań, które kiedyś sprzedano razem z lokatorami. - 10 lat na to czekaliśmy - mówi Elżbieta Adach, jedna z lokatorek pohutniczych mieszkań. To pierwsza taka decyzja magistratu w Polsce.

Zabrzańscy radni zdecydowali w poniedziałek, że gmina poręczy emisję obligacji dla miejskiej spółki ZBM-TBS.

Ta z kolei, dzięki tym papierom wartościowym kupi za 21 mln zł od prywatnego właściciela 970 mieszkań dawnej huty Zabrze.

Lokatorzy czekali na to od 10 lat. Zarząd huty, która miała problemy finansowe, chciał się wówczas pozbyć niepotrzebnego majątku i zdobyć dodatkowe pieniądze. Lokatorom obiecywał prawo pierwokupu mieszkań po 200 zł za metr kwadratowy. Ale ostatecznie sprzedał je inwestorowi z Warszawy. Wkrótce nowy właściciel zaczął straszyć mieszkańców podwyżkami czynszu, a potem koniecznością wykupienia mieszkań ale już po cenach rynkowych.

To spowodowało protesty i żądania cofnięcia tej transakcji. Mieszkańcy zorganizowali się w komitet, na którego czele stanęła Elżbieta Adach. Przez te wszystkie lata prosiła o pomoc posłów, wojewodów, prezydentów. Gmina już dwa lata temu chciała wyemitować obligacje, żeby wykupić mieszkania, ale wielu radnych sprzeciwiło się temu pomysłowi - zabrakło jednego głosu. Teraz wszystko potoczyło się po myśli lokatorów. Chociaż znowu części radnych pomysł się nie spodobał. Przeciw głosował m.in. Łukasz Urbańczyk, radny PO. - Miasto nie jest od tego, by kupować prywatne lokale. Powinniśmy budować nowe domy. Cena kupna może wydaje się atrakcyjna, ale w ciągu najbliższych lat na remonty tych mieszkań trzeba będzie wydać 100 mln zł - mówi Urbańczyk, syn byłego prezydenta miasta.

Małgorzata Mańka-Szulik, prezydent Zabrza, broni jednak decyzji o wykupie mieszkań: - Gmina nie na wszystko musi patrzeć, kierując się tylko rachunkiem ekonomicznym. Potwierdza, że miasto nie przejmie na razie wszystkich mieszkań. Około 300 wciąż będzie prywatną własnością. - Właściciel jest zainteresowany zamianą ich na grunty w mieście. Będziemy negocjować. Nie można było wszystkiego załatwić naraz - dodaje prezydent.

Adach nie ukrywa radości. - To, że radni poprzedniej kadencji nie zgodzili się na to, można nazwać działaniem na szkodę gminy. Przecież teraz ceny nieruchomości wzrosły - mówi. - Będziemy wreszcie mogli spokojnie żyć i płacić niższe czynsze. Od lipca mieliśmy płacić 7,5 zł za metr. A przecież wielu z lokatorów to już emeryci, którym się nie przelewa - dodaje Adach. Gminna stawka czynszu wyniesie ok. 5 zł.



Katowicka "Wyborcza" z 7 lutego 2007 donosi:

http://miasta.gazeta.pl/katowice/1,35019,3904500.html


Lokatorzy drugiej kategorii

Jacek Madeja
2007-02-07, ostatnia aktualizacja 2007-02-07 21:50

- Urzędnicy nie traktują nas poważnie - denerwują się mieszkańcy kamienic przy ul. św. Katarzyny w Gliwicach, którzy dopiero miesiąc temu zostali oficjalnie poinformowani o tym, że ich domy mają zostać wyburzone pod budowę Drogowej Trasy Średnicowej. Teraz obawiają się, że zostaną pominięci przy rozdziale nowych mieszkań.


Fot. Grzegorz Celejewski / AG
Marcin Kordecki, jeden z lokatorów kamienicy przy ul. św. Katarzyny
Sprawa dotyczy kilkudziesięciu osób, które mieszkają w dwóch kamienicach u wylotu ul. św. Katarzyny. Lokatorzy to tzw. kolejarze, ponieważ budynki są własnością Polskich Kolei Państwowych. - To właśnie dlatego miasto traktuje nas jak ludzi drugiej kategorii - mówią.

O tym, że ich domy mają zostać zburzone, dowiedzieli się z prasy albo plotek. - Czas upływał, a nikt nas oficjalnie nie powiadamiał o planowanych wyburzeniach. Dopiero sami musieliśmy się zgłosić do Urzędu Miasta i PKP. Chcieliśmy się dowiedzieć, co z nami będzie. Ale to też niewiele zmieniło, bo magistrat odsyłał nas do kolei, a kolej do magistratu. I tak w koło Macieju - mówi Marcin Kordecki, jeden z lokatorów.

Wędrówki po urzędach rozpoczęły się w 2005 roku. Od tego czasu kolejarze z ul. św. Katarzyny nie posunęli się ani kroku naprzód. - To jest jak odbijanie piłeczki pomiędzy dwoma graczami, a my jesteśmy gdzieś pośrodku i możemy się tylko temu biernie przyglądać. Stoimy ze wszystkimi remontami, bo nie wiadomo, jak długo tu jeszcze pomieszkamy. Nie wiemy, gdzie zostaniemy wykwaterowani. Przecież nie możemy żyć w ciągłym zawieszeniu - skarży się Marcin Mulczyk, sąsiad Kordeckiego. - Właściwie pierwszy raz oficjalnie poinformowano nas, że nasze domy zostaną wyburzone, dopiero miesiąc temu. I to nie z inicjatywy magistratu. To była odpowiedź na nasze zapytanie skierowane do prezydenta - dodaje.

O tym, które domy zostaną zburzone, gliwiccy urzędnicy wiedzieli już od grudnia 2003 roku. - Wtedy podpisaliśmy z miastem umowę w sprawie finansowania budowy mieszkań odtworzeniowych. Pół roku później przesłaliśmy informacje do PKP - tłumaczy Arkadiusz Dunaszewski, zastępca dyrektora ds. przygotowania inwestycji Drogowej Trasy Średnicowej. - Naszą rolą jest tylko przekazanie środków na zapewnienie mieszkań odtworzeniowych, cała reszta to już problem miasta - dodaje.

Do pierwszego spotkania pomiędzy przedstawicielami gliwickiego magistratu, PKP i DTŚ doszło 18 stycznia, po zdecydowanych interwencjach lokatorów. Nie znaleziono jednak zadowalającego rozwiązania. Gliwiccy urzędnicy za brak porozumienia obwiniają PKP. Według Teresy Deski z katowickiego oddziału gospodarowania nieruchomościami PKP, to najpierw magistrat musi podpisać umowy najmu na nowe lokale i dopiero wtedy kolej rozwiąże swoje. Jak dodaje Deska, takie rozwiązanie jest obwarowane przepisami ustawy o ochronie praw lokatorów.

- Szukanie w tym momencie odpowiedzialnych za całą sprawę w magistracie jest nieporozumieniem. To lokatorzy PKP, więc jest to głównie problem tej firmy. Na proponowane rozwiązanie na pewno się nie zgodzimy, bo istnieje ryzyko, że możemy zostać na lodzie - tłumaczy Marek Jarzębowski, rzecznik gliwickiego Urzędu Miejskiego.

Mieszkańcy ze św. Katarzyny mieli nadzieję, że przeprowadzą się do bloków przy ul. Jana Pawła II. Domy powstały specjalnie z myślą o przesiedleńcach. Lista lokatorów ma zostać zamknięta do końca lutego, a jeśli przez osoby z domów przeznaczonych do wyburzenia nie zostaną zasiedlone wszystkie mieszkania, będą tam zakwaterowani oczekujący na mieszkania komunalne. - Wygląda na to, że przez złą wolę i opieszałość urzędników zostaniemy pominięci przy rozdziale tych mieszkań. A przecież to my mamy do nich największe prawo, bo powstały z pieniędzy za wyburzenia - mówi Mulczyk. - W Zabrzu była taka sama sytuacja. Tam jednak PKP i władze miasta doszły bez problemu do porozumienia. Widać, że u nas to jest niemożliwe - dodaje.

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • qup.pev.pl